Reina
- Wiesz w ogóle, gdzie mamy dotrzeć?
Unosiliśmy się w mlecznych, ciężkich oparach, a towarzyszyły nam pełne niepokoju popiskiwania manty.
- Do jednej ze stacji Podziemia. To pewne.
Wzrok Williama utkwiony był gdzieś w przestrzeni. Odsunęłam się od niego i opadłam na wirtualny grzbiet tworu Xany, krzyżując nogi i ramiona, i starając się przebić spojrzeniem przez cyfrową mgłę.
- Wiele mi to mówi.
- Wiem. Czekaj... - wokół umięśnionej sylwetki Williama pojawiła się ciemnoszara otoczka, a sam chłopak przyłożył palec wskazujący lewej ręki do czoła i zamarł. - Odbieram sygnał od Xany - tupnął prawą nogą, a manta ruszyła, niemal zrzucając mnie z grzbietu. W ostatniej chwili złapałam się łydki bruneta i powoli wstałam na równe nogi, obejmując go w pasie.
- Mogłeś uprzedzić - mruknęłam ponuro. Niewzruszony zaśmiał się w odpowiedzi i zmusił stwora do jeszcze szybszego lotu.
- Nie miałem kiedy - wzruszył ramionami. - Xana oczekuje nas. Teraz. A przed nami kilka godzin drogi.
Jęknęłam.
- Ale jak to możliwe, że Xana... skoro nie jesteśmy w Lyoko...
- Kiedyś udało mu się skopiować - powiedział po prostu. - Co nie było w sumie takie trudne - urwał, jakby zasłuchany w czyjeś słowa, których nie mogłam dosłyszeć. - Mówi, że jesteśmy w równoległym wymiarze. Aktywując przejście jeszcze raz, pozwoliliśmy mu się obudzić.
- Ty się z nim porozumiewasz?! - wykrzyknęłam, szturchając go w ramię.
- Pewnie. Właśnie każe ci się zamknąć. Zaburzasz przekaz.
- Jak to?
- Tak to. Jesteś niewidzialna. Tutaj nasze moce działają inaczej - tłumaczył spokojnie, jak dziecku. - Aktywują się, gdy się denerwujesz. Albo gdy rządzą tobą równie silne emocje. Strach, miłość... kapujesz.
- Jasne... - przez chwilę pozostałam niewidzialna, by mu dokopać, a potem przywróciłam się do porządku. Co jak co, ale skoro to Xana jest obecnie naszym sprzymierzeńcem... lepiej mu nie podpadać.
Jeremy
- Gdzie oni są?! - wykrzyknął Odd, łapiąc się za włosy na głowie. Jeremy parsknął i przeniósł zmęczony wzrok na monitor. Włoch był niezłym aktorem komediowym, a, jak się okazało, niekiedy w rzeczywistości zachowywał się tak komicznie, jak na scenie.
- Jak już ci mówiłem - odparł Belpois znużonym głosem. - Sześć razy - wywrócił oczami. - Przypuszczalnie znajdują się w czymś podobnym do Cyfrowego Morza, ale w pobliżu Podziemia. I nie mam zielonego pojęcia, jak to może wyglądać. I nie, nie wiem jak naprawić portal. I nie, nie wiem, ile mi to zajmie.
- Ale...
- I nie, nie mam pojęcia, po co z nim tam poleciała. Odd! Najlepiej po prostu wyjdź. Wszyscy wyjdźcie, znajdźcie Ulricha. Aelita, ty zostań. Możesz mi się przydać.
- Dobrze - mruknęła posępnie dziewczyna o różowych włosach, przysiadając się bliżej okularnika. - Ale nie rozumiem, co zamierzasz w tym stanie osiągnąć - dodała, gdy ich przyjaciele po cichu wyszli z sali. - Wyglądasz, jakbyś zaraz miał...
Ale Jeremy już spał, przechylony przez oparcie fotela.
Ulrich
Treningi Stowarzyszenia wyzwalały więcej emocji niż niejeden najlepszy mecz piłkarski, były tak fascynujące, a zarazem tak brutalne, że Ulrich chciał jednocześnie chłonąć widoki z nosem przyciśniętym do pancernej szyby, jak i szybko wyjść z sali i ochłonąć. Aniela opuściła go chwilę wcześniej - musiała przygotować się do swojego treningu. On mógł jednak zostać. I patrzeć.
Nastolatkowie w jego wieku, może trochę starsi, wirowali, sczepieni w walce, na środku sali. Starali się wypchnąć przeciwnika z narysowanego kredą okręgu, ale walka wciąż nawet nie zmierzała się ku końcowi. Jeden z nich - niebieskooki blondyn ze szramą biegnącą przez cały policzek - budził jego największe uznanie. Robił doskonałe uniki, zadawał niesamowite ciosy, których nie powstydziłby się nawet mistrz wschodnich sztuk walki. A przy tym prawie się nie spocił. Gdy on sam walczył z Yumi... Poczuł nagły ścisk żołądka.
No tak. Zabawił tu wystarczająco długo. Jego przyjaciele mogą się martwić. Fakt, być może mają do niego jakiś żal, że został, zamiast im pomóc. Odnosił wrażenie, że to właśnie Azjatka najbardziej się na niego gniewa, jednak... chodząc po lochach wraz z Anielą, niemal zupełnie o niej zapomniał.
Może gdyby został, to nieznośne ukłucie żalu, gdy ją widzi, gdy był przy niej William lub jakikolwiek inny chłopak...
...gdy nie spełni oczekiwań ojca...
...gdy znów schrzani akcję w Lyoko i chociaż nikt mu tego nie wypomina, non stop czuje na sobie ich rozczarowane spojrzenia...
Może to wszystko w końcu przestałoby go obchodzić.
Reina
- Tam ktoś jest, prawda? W Podziemiu. Dostaliśmy wiadomość od... - ugryzłam się w język. Nie wiedziałam, ile mogę mu zdradzić.
- Tak. Troje dzieci w różnym wieku. W tym jedno z nadnaturalnymi umiejętnościami - odparł William beznamiętnie.
- Lecimy tam, by ich uwolnić? Zostali uwięzieni tak, jak Aelita kiedyś w Lyoko, więc czy nie stanowią zagrożenia dla was, dla Xany?
- Stanowią - brunet powoli obrócił się w moją stronę, zręcznie balansując na grzbiecie manty. - I, tak jak Wojowników Lyoko, moim zadaniem jest ich zabić.
Bez możliwości powrotu na ich Ziemię.