piątek, 23 stycznia 2015

#9 Zawody, cz.4

Gdy Yumi walczyła z Williamem, Aelita wleciała do Wieży i wbiegła na platformę.
Szybciej, szybciej...
Trzy białe obręcze rozświetliły się, gdy zmusiła swoje nogi do spokojniejszego marszu. Odchyliła głowę, a kontury jej sylwetki zajaśniały białą poświatą. Po chwili jej stopy oderwały się od wirtualnej posadzki, by po chwili ostrożnie stanąć na wyższym piętrze. Aelita otworzyła oczy i wywołała prostokątny panel, kładąc rękę na holograficznym obrazie i wystukując palcami kod.
Rząd liter wyświetlił się na ekranie, uruchamiając kolejne, zawiłe procedury. Pliki, zawieszone w równych odstępach wokół niej, zaczęły opadać w dół Wieży i zlewać się w oślepiającą, białą kulę energii.
- Jeremy - wymamrotała, spoglądając na pulpit. - Obawiam się, że nie wszystko poszło zgodnie z planem...

- Och.
Ulrich pokuśtykał na dziedziniec, podpierając się znalezionym kawałkiem blachy. Na trawniku i wszędzie wokół, walały się śmieci i sterty gruzu. Pośrodku "wysypiska" ziała wielka dziura w kształcie zakończonej ogromnymi pazurami łapy.
- Och. Tylko na tyle cię stać? - opierająca się o filar postać spojrzała na niego drwiąco. - To już lepiej, żebyś nic nie mówił - zacmokała z zawodem. - Myślałam, że bardziej się postarasz.
Dziewczyna była smukła, nieco wyższa od niego. Wyglądała na wysportowaną, może siedemnastolatkę. Jej cera była porcelanowa, niby u jakiejś laleczki.
Długie, czarne rzęsy zakrywały przenikliwe, lazurowe oczy nastolatki, kontrastujące z wyzywającym makijażem. Czerwone powieki i usta upodobniały ją do demona lub jakiejś niezbyt grzecznej dziewczynki. Ulrich skrzywił się - nie przepadał za takimi "typami".
Długie, kasztanowe włosy spięła w wysoki kucyk. Na białą koszulkę założyła skórzaną kurtkę, ozdobioną wzorami z korektora. Jasne dżinsy pokrywały różnokolorowe plamy z farby.
- Gapisz się na mnie jak cielę na malowane wrota - parsknęła, odsłaniając równe, białe zęby. Przerażała go.
- Kim jesteś? - wydukał.
Dziewczyna odepchnęła się od słupa i pochyliła się nad nim, podpierając się pod boki. Jej oddech pachniał ostrą, miętową gumą do żucia.
- Nie poznajesz mnie, kuzyneczku? - zapytała z nutą ironii w głosie. - Ciekawe... Spotkaliśmy się ostatnio trzy lata temu. Masz kiepską pamięć, chłoptasiu. A może to walki w grach komputerowych tak cię wykończyły?
- Alicja?! - wytrzeszczył oczy ze zdumienia.
Brunetka mruknęła coś z aprobatą, odsuwając się z powrotem pod filar. Niedbale splotła przed sobą dłonie i strzyknęła palcami.
- Coś jednak pamiętasz... - umilkła na chwilę. - Masz szczęście, że się na mnie natknąłeś, Ulrich.

Tak, przypomniał sobie. Jego daleka kuzynka, w połowie Polka, mól książkowy i kujon, jakich mało... rodzina często żartowała, że są dokładnymi przeciwieństwami. Mimo to świetnie się dogadywali. W dzieciństwie siadali razem na sofie w salonie, w domu dziadków - on z konsolką w ręku, z pasją walczący z wirtualnymi potworami, ona w jednej z tych swoich staromodnych sukienek, zagłębiona w lekturze i oparta o jego ramię. Tak, była starsza o rok, ale od zawsze uważał ją za młodszą siostrę. A teraz...
- Zmieniłaś się - zmarszczył brwi, za późno orientując się, że zabrzmiało to jak nagana. - To znaczy... wiesz, bardzo ładnie wyglądasz, i w ogóle...
- Daj spokój, gadasz jak mój ojciec - burknęła, patrząc na Niemca z odrazą.
- Przepraszam - odparł, chowając ręce do kieszeni. - Po prostu się zdziwiłem.
Alicja spuściła wzrok i zacisnęła usta, bezwiednie wygładzając róg kurtki. Uświadomiła sobie, co robi, i skrzyżowała ramiona. Gdy ponownie na niego spojrzała, w jej spojrzeniu malowała się obojętność.
- Chodź. Muszę ci coś pokazać.
Po czym wyminęła go i szybkim krokiem ruszyła w stronę szkolnej bramy.
- Czekaj! - chłopak złapał ją za ramię. - A ta... ta Godzilla? Jaszczurka-mutant? - stracił rezon. - Zresztą, nieważne. Nie uwierzysz...
- Godzilla to świetna nazwa - mruknęła, po raz kolejny go zaskakując. - Szkoda, że dla Stowarzyszenia jest to tylko obiekt C120. Moje najlepsze dzieło.
- TY ją zbudowałaś? - osłupiał. - Ona... to coś prawie mnie zabiło! XANA ją stworzył, to jakaś ogromna, zmutowana jaszczurka, jak mogłaś zbudować ogromną, zmutowaną jaszczurkę?! - zawołał piskliwym głosem.
- To moja robota - uśmiechnęła się z satysfakcją. - Nawet nie uwierzyłbyś, jakie to było proste. Gdy dołączyłam do Stowarzyszenia...
- Jakiego? - wpadł jej w słowo. Znów poczuł swobodę w rozmowie z nią, jak za dawnych czasów.
- Zielony Feniks - ugryzła się w język. Po chwili wahania zdjęła jednak kurtkę, pokazując wypalony tatuaż na przedramieniu. Ogromny, misternie wykonany ptak wił się w płomieniach, pośrodku cienkiej obręczy. Pod spodem widniał kod kreskowy i ciąg cyfr, oplatający jej rękę jak bransoleta. - Chyba jedyny trafny wybór w moim życiu. Jest całkiem ciekawie. My też nie lubimy XANY - spojrzała na niego z ukosa. - Tyle, że nie znamy dokładnego miejsca  położenia jego maszyny.  Gdybyście zaprowadzili nas... mnie do waszej centrali, być może szybko załatwilibyśmy wirusa. Jesteśmy naprawdę skuteczni.
- W to nie wątpię - zgodził się Ulrich, patrząc podejrzliwie na swoją kuzynkę. - Ta twoja Godzilla omal mnie nie zabiła. A co do położenia superkompa... - wydawało mu się, czy Alicja specjalnie dotknęła dziwnie wypchanej kieszeni swojej kurtki? - Cóż, ode mnie się tego nie dowiesz. Może gdybyś zapytała się... - urwał. - Nieważne. Przysięga to przysięga. Czym się zajmujecie, gdy nie walczycie z XANĄ? - zmienił temat.
- Szukamy obdarzonych jego "błogosławieństwem" - zrobiła coś na wzór cudzysłowów w powietrzu, jednak wyglądała na zawiedzioną.  - Wiesz, uzdolnieni nastolatkowie, nieczęsto młodsze dzieci, siejące popłoch wśród społeczeństwa. Zawsze są okrutni i nieprzewidywalni. Dziwne typy - wzdrygnęła się i wepchnęła pięści do kieszeni.
Kopnęła kamyk, który potoczył się po ścieżce i znikł w gąszczu traw i krzewów. Już dawno zostawili szkołę za sobą, przed nimi rozpościerały się dzikie, nieużytkowane pola zarośnięte chwastami. W oddali ledwo widoczna linia nagich drzew zlewała się z niewyraźnymi wzgórzami. Ogromne, białe jak papier chmury zasnuwały całe niebo, tworząc wymyślne kształty.
Na odsłoniętej połaci ziemi Ulrich poczuł przejmujący chłód. Lodowaty wiatr z dziecinną łatwością przenikał przez jego cienką sportową koszulkę, przy okazji smagając odkryte, przybrudzone ziemią kolana. Sieci otarć na łokciach i łydkach niepokoiły chłopaka. Z niektórych ran sączyła się krew. "Oby nie wdało się zakażenie" - pomyślał. "To by dopiero była klapa".
- Oczyścimy twoje rany, gdy dostaniemy się do bazy - Alicja zdawała się czytać mu w myślach.
- Musimy uważać, XANA nie przypuścił jeszcze ataku na Ziemię - ostrzegł ją Niemiec. - Gdy trzymamy się razem, ty też jesteś w niebezpieczeństwie.
- Wiem, wiem - machnęła ręką i nagle przystanęła. - Patrz, już jesteśmy!
Trąciła butem okrągłą, srebrną studzienkę kanalizacyjną, co było zupełnie bez sensu, gdyż ta ani drgnęła. Ulrich przypuszczał, że zejście do tuneli jest mniej wygodne od tego w parku. Pokrywa wyglądała jak wielka, ciężka pięciozłotówka. Jednak zamiast "orła", czy "reszki", wygrawerowano na niej zupełnie inny symbol.
Widniał na niej zielony feniks, powstający z płomieni.

~~~~~~~~
Witam/Siema/Ave/Dzień Dobry/Czy jak kto woli

Nie mam zielonego pojęcia czy i kto tu zagląda, ale kolejny rozdział typowo bezLyoko'wy został napisany i opublikowany, co stanowi już jakiś sukces.
*Rany, jaki ten mój nagłówek głupi*
Tak zupełnie bez sensu.

Do niczego nie namawiam, ale komentarze miła rzecz, no nie?
No to miłego weekendu.
<Tak, tak właśnie wyglądają pozdrowienia bez emotikon i tak, wiem, że wygląda to tak, jakbym miała pretensje do całego świataaa...>

2 komentarze:

  1. Super rozdział kiedy next.Zielony Feniks inaczej Green Phoenix.Też czytałam te dwie książki o code lyoko.
    Kelly

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominuje cię do Liebster Award.
    Więcej informacji tu:
    http://kodlyokoulumi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń