sobota, 31 stycznia 2015

#10 "Włos ci z głowy nie spadnie", cz.1

Aelita

Podskok - kozioł - wystrzał - obrót. Podskok - kozioł - wystrzał...
- Jeremy, mógłbyś załadować mi wyrzutnię? - Odd niechętnie usiadł na wirtualnej powierzchni, podpierając brodę wielką, fioletową łapą.
Aelita przykucnęła kilka metrów dalej, bezmyślnie wpatrując się w punkt na linii horyzontu. Okularnik kazał jej opuścić Wieżę i oddalić się na bezpieczną odległość. Kto wie, co by się stało, gdyby próba komunikacji nie poszła zgodnie z planem... W każdym razie do Lyoko udało się sprowadzić Wojowników, którzy wylecieli z gry po wcześniejszej potyczce.
Nieopodal czarnowłosa Japonka bawiła się swoimi wachlarzami, wykorzystując ich funkcje bumerangów, śledząc przy okazji  ciemną, muskularną sylwetkę Williama, spacerującego nieopodal. Ich nieprzyjaciel wydawał się dziwnie zamyślony, jakby nieobecny. Aelita cieszyła, się, że nie zamierza walczyć. Jej przyjaciele byli zbyt skołowani, by odeprzeć kolejny atak. Jedynie Reina pilnowała bruneta w swej niewidzialnej postaci.
- Jeremy, masz coś? - zapytała zielonooka, wstając. 
- Jeszcze nie! - zdenerwowany głos chłopaka dochodził gdzieś z góry. - Pracuję nad tym... Aelita, chyba nie dam sobie z tym rady bez ciebie, ale nie mogę ryzykować, że znikniesz... jak tamci. Wybacz.
- Mogę ci jakoś pomóc stąd, z Lyoko - zaproponowała łagodnie, jednak miała wrażenie, że gdyby jej wirtualna twarz ukazywała emocje równie dokładnie, jak na Ziemi, byłaby czerwona jak burak. Uśmiechnęła się pod nosem. - Jeśli pozwoliłbyś mi wejść do Wieży...
Blondyn westchnął ciężko.
- Wolałbym nie, ale skoro uważasz, że nic ci nie grozi...
Dziewczyna potaknęła i ruszyła truchtem w stronę Wieży. Kątem oka spostrzegła, że William obejrzał się za nią, unosząc miecz, jednak nie zdecydował się jej gonić. "I bardzo dobrze" - stwierdziła w duchu, przesuwając ręką nad bransoletką.


Ulrich

Schodząc po drabince, Ulrich spodziewał się poczuć ostrą woń ścieków, jednak musiał spotkać się z zawodem - tunel prowadzący do siedziby Zielonego Feniksa owszem, przypominał fragment kanałów, ze swoimi skąpanymi w półmroku, oświetlanymi przez jarzeniówki korytarzami, ale na tym podobieństwa się kończyły. 
Przede wszystkim betonowe płyty były czyste, a w rowie nie płynęła woda. Powietrze pachniało stęchlizną, jak w piwnicy domu dziadków Ulricha. Alicja poprowadziła go  do pierwszego skrzyżowania i przystanęła, patrząc niepewnie na odnogi tunelu.
- Hm... - przełknęła ślinę. - Żaden żołnierz ani konstruktor nie może pójść tam, gdzie kazano mi cię zaprowadzić - popchnęła go w prawo. - Idź przed siebie, zobaczymy się za kilka godzin.
- Godzin? - Ulrich odwrócił się i zakaszlał, zakrywając usta kawałkiem koszulki. Tam, gdzie chwilę wcześniej stała Alicja, pojawiła się chmura jadowicie zielonego dymu. Chłopak prędko wycofał się i pobiegł w stronę korytarza.
***
Po kilkunastu minutach marszu dotarł do obszernej komnaty. Wnętrze sali było oświetlone jedynie przez okryte zielono-srebrnym materiałem, stojące w rogach cztery średniej wielkości lampy. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdował się rząd krzeseł. Oparcie stojącego wśród nich potężnego tronu sięgało niemal sufitu. Niemiec nie umiał rozpoznać postaci znajdujących się w komnacie, jednak wyprostowane sylwetki napawały go niepokojem.
Postać siedząca na tronie przemówiła władczym, kobiecym głosem:
- Podejdź tu, Ulrichu Sternie, nastoletni wrogu X.A.N.Y i jego popleczników - jej słowa poniosły się echem po pomieszczeniu, a strużka potu spłynęła szatynowi po plecach.
 Mimo to zbliżył się chwiejnym krokiem i ukląkł przed władczynią - sam nie wiedział po co, ale wolał nie narażać się tej kobiecie. 
- Wstań - zakomenderowała. - Witaj w Sali Obrad Stowarzyszenia "Zielony Feniks"! Jesteś jednym z niewielu ludzi z zewnątrz, którym zezwolono na wejście do naszej siedziby we Francji - oznajmiła oschle. - Uważam to za zabieg zagrażający naszemu Stowarzyszeniu, ale pod nieobecność...
- Wasza Wysokość! - syknął siedzący po prawej starszy mężczyzna. - Nie możesz kwestionować rozkazów Cesarzowej. Nie byłaby zadowolona, pani, gdyby usłyszała twoje zarzuty. Ja również nie jestem rad z takiego obrotu sprawy, ale postanawiam zachować swoje przemyślenia dla siebie. I Waszej Wysokości radzę to samo.
Po krótkiej chwili milczenia postać na tronie znów zabrała głos.
- Nie przedłużając: nasza Cesarzowa, nie będziemy zdradzać jej tożsamości, wybrała właśnie ciebie, abyś uświadomił swoich przyjaciół o zagrożeniu, jakie stanowi XANA.
- Pani... Wasza Wysokość... - zająknął się Ulrich. - Walczymy z X.A.N.Ą. od wielu lat i wiemy, do czego jest zdolny. No, mniej więcej - dodał nieco ciszej.
- Naprawdę? - w głosie władczyni wybrzmiała nuta ironii. - Zatem, powiedz mi, co wiesz o Reinie Ghost i jej relacjach z X.A.N.Ą?
- No... walczy z nim, tak jak my...
Kobieta zacmokała z niezadowoleniem.
- Anielko, złotko, zaprowadź Ulricha do naszych klatek, może wtedy coś mu zaświta!
Zza tronu wysunęła się drobna postać i szybkim krokiem podeszła do Niemca, łapiąc go za ramię. Chłopak usiłować się wyrwać, ale nieznajoma miała żelazny uchwyt. 
- Co... gdzie...? Hej! Gdzie mnie...
- Włos ci z głowy nie spadnie - oznajmiła dziewczyna cichym, nieco chrapliwym głosem. Była niższa od niego niemal o głowę, a on od wielu lat ćwiczył sztuki walki, jednak nie miał serca jej uderzyć.
Dał się wyprowadzić z sali przez wąski korytarz, znajdujący się tuż za tronem władczyni.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Ferie, ferie, nareszcie ferie!
Jeśli to czytasz, proszę o komentarz! :) Krytyka o wiele lepsza od "ciszy na serwerze". Poza tym, trudno mi ocenić, czy moje wypociny są "poprawne językowo". Dlatego czekam na opinie!
Pozdrawiam i życzę miłego wypoczynku/ cierpliwego oczekiwania na wypoczynek/przyjemnego powrotu do szkoły xD
Pozdrawiam :)

piątek, 23 stycznia 2015

#9 Zawody, cz.4

Gdy Yumi walczyła z Williamem, Aelita wleciała do Wieży i wbiegła na platformę.
Szybciej, szybciej...
Trzy białe obręcze rozświetliły się, gdy zmusiła swoje nogi do spokojniejszego marszu. Odchyliła głowę, a kontury jej sylwetki zajaśniały białą poświatą. Po chwili jej stopy oderwały się od wirtualnej posadzki, by po chwili ostrożnie stanąć na wyższym piętrze. Aelita otworzyła oczy i wywołała prostokątny panel, kładąc rękę na holograficznym obrazie i wystukując palcami kod.
Rząd liter wyświetlił się na ekranie, uruchamiając kolejne, zawiłe procedury. Pliki, zawieszone w równych odstępach wokół niej, zaczęły opadać w dół Wieży i zlewać się w oślepiającą, białą kulę energii.
- Jeremy - wymamrotała, spoglądając na pulpit. - Obawiam się, że nie wszystko poszło zgodnie z planem...

- Och.
Ulrich pokuśtykał na dziedziniec, podpierając się znalezionym kawałkiem blachy. Na trawniku i wszędzie wokół, walały się śmieci i sterty gruzu. Pośrodku "wysypiska" ziała wielka dziura w kształcie zakończonej ogromnymi pazurami łapy.
- Och. Tylko na tyle cię stać? - opierająca się o filar postać spojrzała na niego drwiąco. - To już lepiej, żebyś nic nie mówił - zacmokała z zawodem. - Myślałam, że bardziej się postarasz.
Dziewczyna była smukła, nieco wyższa od niego. Wyglądała na wysportowaną, może siedemnastolatkę. Jej cera była porcelanowa, niby u jakiejś laleczki.
Długie, czarne rzęsy zakrywały przenikliwe, lazurowe oczy nastolatki, kontrastujące z wyzywającym makijażem. Czerwone powieki i usta upodobniały ją do demona lub jakiejś niezbyt grzecznej dziewczynki. Ulrich skrzywił się - nie przepadał za takimi "typami".
Długie, kasztanowe włosy spięła w wysoki kucyk. Na białą koszulkę założyła skórzaną kurtkę, ozdobioną wzorami z korektora. Jasne dżinsy pokrywały różnokolorowe plamy z farby.
- Gapisz się na mnie jak cielę na malowane wrota - parsknęła, odsłaniając równe, białe zęby. Przerażała go.
- Kim jesteś? - wydukał.
Dziewczyna odepchnęła się od słupa i pochyliła się nad nim, podpierając się pod boki. Jej oddech pachniał ostrą, miętową gumą do żucia.
- Nie poznajesz mnie, kuzyneczku? - zapytała z nutą ironii w głosie. - Ciekawe... Spotkaliśmy się ostatnio trzy lata temu. Masz kiepską pamięć, chłoptasiu. A może to walki w grach komputerowych tak cię wykończyły?
- Alicja?! - wytrzeszczył oczy ze zdumienia.
Brunetka mruknęła coś z aprobatą, odsuwając się z powrotem pod filar. Niedbale splotła przed sobą dłonie i strzyknęła palcami.
- Coś jednak pamiętasz... - umilkła na chwilę. - Masz szczęście, że się na mnie natknąłeś, Ulrich.

Tak, przypomniał sobie. Jego daleka kuzynka, w połowie Polka, mól książkowy i kujon, jakich mało... rodzina często żartowała, że są dokładnymi przeciwieństwami. Mimo to świetnie się dogadywali. W dzieciństwie siadali razem na sofie w salonie, w domu dziadków - on z konsolką w ręku, z pasją walczący z wirtualnymi potworami, ona w jednej z tych swoich staromodnych sukienek, zagłębiona w lekturze i oparta o jego ramię. Tak, była starsza o rok, ale od zawsze uważał ją za młodszą siostrę. A teraz...
- Zmieniłaś się - zmarszczył brwi, za późno orientując się, że zabrzmiało to jak nagana. - To znaczy... wiesz, bardzo ładnie wyglądasz, i w ogóle...
- Daj spokój, gadasz jak mój ojciec - burknęła, patrząc na Niemca z odrazą.
- Przepraszam - odparł, chowając ręce do kieszeni. - Po prostu się zdziwiłem.
Alicja spuściła wzrok i zacisnęła usta, bezwiednie wygładzając róg kurtki. Uświadomiła sobie, co robi, i skrzyżowała ramiona. Gdy ponownie na niego spojrzała, w jej spojrzeniu malowała się obojętność.
- Chodź. Muszę ci coś pokazać.
Po czym wyminęła go i szybkim krokiem ruszyła w stronę szkolnej bramy.
- Czekaj! - chłopak złapał ją za ramię. - A ta... ta Godzilla? Jaszczurka-mutant? - stracił rezon. - Zresztą, nieważne. Nie uwierzysz...
- Godzilla to świetna nazwa - mruknęła, po raz kolejny go zaskakując. - Szkoda, że dla Stowarzyszenia jest to tylko obiekt C120. Moje najlepsze dzieło.
- TY ją zbudowałaś? - osłupiał. - Ona... to coś prawie mnie zabiło! XANA ją stworzył, to jakaś ogromna, zmutowana jaszczurka, jak mogłaś zbudować ogromną, zmutowaną jaszczurkę?! - zawołał piskliwym głosem.
- To moja robota - uśmiechnęła się z satysfakcją. - Nawet nie uwierzyłbyś, jakie to było proste. Gdy dołączyłam do Stowarzyszenia...
- Jakiego? - wpadł jej w słowo. Znów poczuł swobodę w rozmowie z nią, jak za dawnych czasów.
- Zielony Feniks - ugryzła się w język. Po chwili wahania zdjęła jednak kurtkę, pokazując wypalony tatuaż na przedramieniu. Ogromny, misternie wykonany ptak wił się w płomieniach, pośrodku cienkiej obręczy. Pod spodem widniał kod kreskowy i ciąg cyfr, oplatający jej rękę jak bransoleta. - Chyba jedyny trafny wybór w moim życiu. Jest całkiem ciekawie. My też nie lubimy XANY - spojrzała na niego z ukosa. - Tyle, że nie znamy dokładnego miejsca  położenia jego maszyny.  Gdybyście zaprowadzili nas... mnie do waszej centrali, być może szybko załatwilibyśmy wirusa. Jesteśmy naprawdę skuteczni.
- W to nie wątpię - zgodził się Ulrich, patrząc podejrzliwie na swoją kuzynkę. - Ta twoja Godzilla omal mnie nie zabiła. A co do położenia superkompa... - wydawało mu się, czy Alicja specjalnie dotknęła dziwnie wypchanej kieszeni swojej kurtki? - Cóż, ode mnie się tego nie dowiesz. Może gdybyś zapytała się... - urwał. - Nieważne. Przysięga to przysięga. Czym się zajmujecie, gdy nie walczycie z XANĄ? - zmienił temat.
- Szukamy obdarzonych jego "błogosławieństwem" - zrobiła coś na wzór cudzysłowów w powietrzu, jednak wyglądała na zawiedzioną.  - Wiesz, uzdolnieni nastolatkowie, nieczęsto młodsze dzieci, siejące popłoch wśród społeczeństwa. Zawsze są okrutni i nieprzewidywalni. Dziwne typy - wzdrygnęła się i wepchnęła pięści do kieszeni.
Kopnęła kamyk, który potoczył się po ścieżce i znikł w gąszczu traw i krzewów. Już dawno zostawili szkołę za sobą, przed nimi rozpościerały się dzikie, nieużytkowane pola zarośnięte chwastami. W oddali ledwo widoczna linia nagich drzew zlewała się z niewyraźnymi wzgórzami. Ogromne, białe jak papier chmury zasnuwały całe niebo, tworząc wymyślne kształty.
Na odsłoniętej połaci ziemi Ulrich poczuł przejmujący chłód. Lodowaty wiatr z dziecinną łatwością przenikał przez jego cienką sportową koszulkę, przy okazji smagając odkryte, przybrudzone ziemią kolana. Sieci otarć na łokciach i łydkach niepokoiły chłopaka. Z niektórych ran sączyła się krew. "Oby nie wdało się zakażenie" - pomyślał. "To by dopiero była klapa".
- Oczyścimy twoje rany, gdy dostaniemy się do bazy - Alicja zdawała się czytać mu w myślach.
- Musimy uważać, XANA nie przypuścił jeszcze ataku na Ziemię - ostrzegł ją Niemiec. - Gdy trzymamy się razem, ty też jesteś w niebezpieczeństwie.
- Wiem, wiem - machnęła ręką i nagle przystanęła. - Patrz, już jesteśmy!
Trąciła butem okrągłą, srebrną studzienkę kanalizacyjną, co było zupełnie bez sensu, gdyż ta ani drgnęła. Ulrich przypuszczał, że zejście do tuneli jest mniej wygodne od tego w parku. Pokrywa wyglądała jak wielka, ciężka pięciozłotówka. Jednak zamiast "orła", czy "reszki", wygrawerowano na niej zupełnie inny symbol.
Widniał na niej zielony feniks, powstający z płomieni.

~~~~~~~~
Witam/Siema/Ave/Dzień Dobry/Czy jak kto woli

Nie mam zielonego pojęcia czy i kto tu zagląda, ale kolejny rozdział typowo bezLyoko'wy został napisany i opublikowany, co stanowi już jakiś sukces.
*Rany, jaki ten mój nagłówek głupi*
Tak zupełnie bez sensu.

Do niczego nie namawiam, ale komentarze miła rzecz, no nie?
No to miłego weekendu.
<Tak, tak właśnie wyglądają pozdrowienia bez emotikon i tak, wiem, że wygląda to tak, jakbym miała pretensje do całego świataaa...>

sobota, 10 stycznia 2015

#9 Zawody, cz.3

- No, Jeremy? - William podrzucił tasak i wcelował we mnie jego ostrze.  - O czym chciałeś...pogadać? Reyna?*
Podniosłam wzrok. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi oczami, jakby czekał na jakąś nowinę.
Co, może mam ci powiedzieć, że przechodzimy do X.A.N.Y?! - chciałam wykrzyknąć. Tak szczerze mówiąc, byłam nieźle wkurzona na Einsteina. Nie dość, że chce, jakby nic, porozmawiać z naszym wrogiem, to jeszcze potajemnie był w Lyoko, i nawet Aelicie nie pisnął ani słowa. Co za...
- Jeremy? Wiesz, nie mamy całego dnia - mruknął, wyraźnie zadowolony. Z czego?! - Może przejdziesz do konkretów? Mam coś ważniejszego na głowie - parsknął, ważąc broń w dłoni.
Daję głowę, że widziałam, jak miecz Williama emanuje czarną poświatą. Coś tu nie gra...
Jeremy odchrząknął.
- No dobrze - zaczął. - A więc... William... - odetchnął. - Nie jesteś już kontrolowany przez X.A.N.Ę., czyż nie?
Wiliam skinął głową. Boże, jaki niedorozwój. 
- Zgadza się - odpowiedziałam za niego.
- A więc - ciągnął Jeremy. - Możesz nam powiedzieć co nieco o swoim panu.
- Niby dlaczego miałbym się z wami dzielić czymkolwiek na temat X.A.N.Y?! - zirytował się.
- Bo - mówił okularnik. - Masz u nas dług. I to porządny dług.
Kątem oka zobaczyłam, jak Aelita przerywa walkę i podbiega do mnie.
- Co jest? - szepnęła, marszcząc brwi.
- Słuchaj - mruknęłam, unosząc wzrok. Głos Jeremiego dochodził gdzieś z góry, ale nie sposób było znaleźć jego źródła.
Aelita przystanęła i skrzyżowała ramiona. Niemal czułam bijący od niej chłód. Nie dziwię jej się - sama byłabym obrażona na najlepszego przyjaciela, który niespodziewanie rozpoczyna pogawędkę z naszym wrogiem.
William mruknął coś pod nosem i mocniej zacisnął dłoń na rękojeści. Chwyciłam Aelitę za rękę i cofnęłam się o krok. Niewiele metrów dzieliło nas od Morza Cyfrowego, a przecież nikt - ani Odd, ani Yumi,  nie mogliby nam pomóc. Już tutaj słyszałam odgłosy walki i dzikie okrzyki przyjaciół.
- Otóż, jak dobrze wiesz, to my doprowadziliśmy cię do Superkomputera i wprowadziliśmy w temat Lyoko. To dzięki nam poznałeś swojego pana i, nie ukrywajmy, to dzięki nam tu jesteś - ha, w myślach zobaczyłam, jak okularnik kładzie nogę na nogę i krzyżuje ramiona z uśmieszkiem satysfakcji. - Więc mamy prawo zapytać cię o jedną, nic nieznaczącą rzecz... drobnostkę.
- Wal - warknął Anglik. Chyba mu się to nie podoba.
- A więc - człowieku, jak można to tyle odwlekać?! - Wiliam... musisz wydać nam Klucz do Podziemi.
Zmarszczyłam brwi.
- Jeremy... - szepnęła Aelita, niespokojnie patrząc to na mnie, to na Williama.
Nie zgodzi się. 
- Jeremy, jak możesz nawet myśleć, że ci go wydam? Klucz znajduje się w posiadaniu XANY, nie Hoppera, i nie waszym. Z żywych tylko ja mam dostęp do Podziemi - roześmiał się.
- To nie potrwa długo - odpowiedział okularnik z dziwnym spokojem. William uniósł jedną brew i spojrzał na nas.
- O co w tym wszystkim... nieważne. Chcę mieć to już za sobą.
William zamachnął się tasakiem na Odda i wprawnym ruchem... przeciął go na pół. Włoch rozsypał się na miliardy wirtualnym kwadracików, które zniknęły z sykiem. Pospiesznie wycofałam się i zniknęłam, ciągnąc Aelitę za sobą.
- Ej! Co ty...
- Dunbar zaraz załatwi zapewne Yumi, więc musimy się spieszyć - wyjaśniłam. Aelita skinęła głową i aktywowała skrzydła. Mam nadzieję, że William jeszcze nie zauważył...

Ulrich ocknął się w małej, obskurnej piwniczce. Ściany pomieszczenia były jasnoszare, odrapane. Masywne drzwi wyglądały tak, jakby ktoś chciał je kiedyś staranować. Mimo to, nadal spełniały swoją rolę. Ulrich znalazł się w potrzasku.
Chłopak wstał i natychmiast upadł, czując nasilający się ból pleców. Bał się nawet myśleć, w jakich okolicznościach został tu przeniesiony. Powoli dźwignął się z klęczek i bez pośpiechu, ostrożnie dowlókł się do drzwi. Wyprostował się, ignorując ból, i oparł się o framugę. Odetchnął głęboko i wyciągnął z kieszeni komórkę. Była zmiażdżona.
- No to super - mruknął Niemiec, chowając ją z powrotem. - Jest tam kto?! - dodał głośniej, stukając w drzwi. Po chwili zmarszczył brwi i kopnął framugę czubkiem buta, oddychając miarowo i próbując się skupić. Odchrząknął.
- Halo?
Ponownie odpowiedziała mu cisza. Ulrich złapał za klamkę i, tknięty nagłym przeczuciem, pociągnął.
Drzwi stanęły otworem.

~~~~
Reaktywacja!
Wróciłam po kilku tygodniach niebytu. Niezbyt wiele się zmieniło, przyznam, ale przynajmniej jestem gotowa kontynuować bazgranie na tej stronce. Chociaż LyokoFanką już nie jestem...
Pozdrawiam!